Wstałam. Było około południa. Okropnie
długo spałam, co mi się nie zdarza. Może dlatego, że wczoraj miałam
zabiegany dzień. Chodziłam z jednego miejsca do drugiego, wypatrując,
czy nic się nie dzieje. Dzisiaj wzięłam sobie wolne, bo moje małe łapy
nie mogły znieść więcej pracy.
Jestem nowa i jeszcze nie czuję się tu za dobrze. Nie mam nikogo z kim
mogę porozmawiać o wszystkim. Postanowiłam pójść na spacer.
Szłam... Szłam... Szłam... Nawet nie zauważyłam jak się oddaliłam.
Nagle zauważyłam, że nie wiem, gdzie jestem. Była gęsta mgła. Nic nie widziałam.
Zza mgły wyłonił się mostek. Weszłam na niego. Postanowiłam iść do końca...
Ale nagle most... Skończył się. To znaczy, że prowadził... Donikąd?
Spojrzałam na ostatnie deski. Prowadziły one do wielkiej, nieskończonej
nicości. To pewnie ta Otchłań Nieskończoności, o której mówił Vinczi.
Zastanowiłam się, czy nie wskoczyć... Ale nie. Lepiej nie. Cofnęłam się z
powrotem na początek.
Popatrzyłam jeszcze raz w kierunku mostu. Nagle usłyszałam jakich chrupot gałęzi za mną. Odwróciłam się. Nic nie widać. Znowu!
- Czy ktoś tu jest- krzyknęłam.
Odpowiedziało mi echo. Poczekałam chwilę. Znowu trzask!Nie zastanawiając się popędziłam w głąb mgły. Zamknęłam oczy.
Biegłam... Biegłam... Biegłam, ile sił miałam w moich małych łapkach.
Nagle uderzyłam o coś.
- Auuu- wydało krzyk owe Coś.
To Vinczi! Przytuliłam go mocno.
- Tak się cieszę, że cie widzę- powiedziałam uradowana.
On popatrzył się na mnie dziwnie. Zwolniłam uścisk. Postanowiłam opowiedzieć mu moją historię.
- Aha- mruknął, uświadamiając mnie, że zrozumiał.
- Wiesz, co to mogło być- zapytałam.
- Nie wiem. Ale postaram się dowiedzieć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz