Obudziliśmy się. Świt już się zbliżał. Swift ziewnęła i przeciągnęła się.
- Hej Night. - Hej. Pocałowała mnie na dzień dobry. - Przejdziemy się gdzieś? - Okey, tylko doprowadzę się mniej więcej do porządku. - To ja poczekam na zewnątrz. Wyszedłem i usiadłem w tym miejscu gdzie już śnieg trochę stopniał. Słońce powoli wschodziło znad horyzontu. Nie musiałem długo czekać, Swiftkill przyszła po dwóch minutach. - Ufff... Już śnieg zaczął topnieć. - Na szczęście. Wiesz Swift, przemyślałem dobrze pewną kwestię. - Jaką? - Chodź to zobaczysz. Poszliśmy w gęstwiny lasu. W pewnym momencie się zatrzymałem. - Podjąłem decyzję. Swiftkill czy... Czy wyjdziesz za mnie? Zrobiła wielkie oczy. - Ja... Ja... T-tak! Tak, wyjdę! - pocałowała mnie, odwzajemniłem to. - Nesty... Pójdźmy do niej, o zachodzie słońca przy jeziorze ma już się odbyć ślub! - Jasne! Pobiegliśmy do niej i opowiedzieliśmy co i jak. - A więc chcecie? No dobrze, bierzemy się za przygotowania. (Nesty?) |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz