Zarumieniłam się i to chyba dość mocno.
- Dzie... dziękuje - wydusiła z siebie po chwili. - Ale może lepiej już stąd chodźmy. - zmieniłam temat. Szsza popatrzał na mnie trochę zawiedziony i pokiwał przytakująco głową. Szsza szedł do wyjścia z wagonu a ja za nim. Gdy już wyszliśmy Sasza ruszył w stronę łąki. Z początku szłam za nim ale po chwili stanęłam spoglądając znów na opuszczoną składownie i stojący pociąg. Sasza zatrzymał się i popatrzył na mnie, po chwili zapytał: - Coś się stało? - Nie nic takiego. - odpowiedziałam trochę zmieszana. - W takim razie wracajmy już., mogą się o nas martwić. - Jasne. - ruszyliśmy w stronę łąki. Szliśmy w milczeniu, nie bardzo wiedziałam co powiedzieć. Gdy byliśmy już niedaleko łąki zapytałam: - Sasza, poszedł byś tam jutro ze mną? - Gdzie? - No do opuszczonej składowni - mówiłam cicho - Ale po co? - Coś tam jest. - Ale co? - Tego nie wiem, chcę to sprawdzić. Ale po tym co się dziś stało wolę nie iść sama i dlatego chcę byś poszedł tam ze mną. <Sasza ?> |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz