Przechadzałem się łąką. Nie bardzo wiedziałem co ze sobą począć. Nie
wiedziałem gdzie Mia, skim mam porozmawiać. Udałem się nad wodopój. Nad
wodą kłębiło się mnustwo psów pragnących schłodzić zpieczone pyski lub
całe ciało. Nic dziwnego, ponieważ upał był nie do zniesienia. Każdego
dnia wszystko wydawało mi się barwne i wesołe, ale dziś było inaczej.
Wszystkie psy był takie same, szare, nudne i jakby trochę nieprzyjazne.
,,Dlaczego świat się tak zmienił?"-rozmyślałem. Nagle prawda uderzyła we
mnie z siłą rozpędzonego wiatru, trąby czy huraganu. To przez tą
inność. Każdy nowy pies szybko się zadomawiał
i zaprzyjażniał, ale nie ja byłem nielubiany. Wszyscy się odwracają ode
mnie. Wędrowałem tak zatopiony w smutnych rozmyślaniach, że nie
zauważyłem kiedy znalazłem się nad rzeką. Postawiłem jeden krok i
wpadłem do rzeki ziemi za częła uciekać, a ja tonąć. Ostatnim tchem
krzyknąłem:
-Pomocy!
-Nie zauważyłem żeby ktoś chociaż spojrzał w stronę rzeki, a potem zemdlałem.
(Ktoś mnie uratuje?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz